Dróżką, co wiedzie do szkoły, drepcze sobie mały żółwik, Choć jest sam, jest zadowolony i wesoły. Dziwi się, że tak dużo dzieci idzie w jednym kierunku, A na dodatek jeszcze się spieszą i jeszcze się cieszą.
Pójdę też w tę stronę, pomyślał i zobaczę, co tam jest ciekawego. Jak pomyślał, tak też zrobił i ruszył w drogę... jak dzieci mogą, to i ja mogę. Mały żółwik uszedł kawałek, a może kawałeczek drogi, I sobie uświadomił, że bardzo bolą go nogi.
Nie wiedział, jak to się stało, że on tak długo idzie I jeszcze nie doszedł, a dzieci chyba załatwiły to, co miały do załatwienia, i idą już z powrotem. Postanowił zawrócić i iść tą samą drogą do swojego domu, Położyć się i sobie pospać, bez żadnego frasunku.
Kładł się spać z silnym postanowieniem, Że na drugi dzień z samego rana poprosi zająca o lekcje szybkiego chodzenia, A może nawet o lekcje skakania. Na drugi dzień, po skończonej lekcji, żółwik doszedł do wniosku, Że zając nie nauczy go ani szybko chodzić, ani skakać, A może tylko usiąść i płakać.
Poszedł do mamy, która mu powiedziała: "Synku kochany, Żółwik może chodzić tylko w żółwim tempie, A skakanie wybij sobie z głowy, to nie dla nas. Bo to jest tak, jak dla ryby woda, a dla wiewiórki las."
